Przyszedł czerwiec 2020 roku i brak pomysłu na pandemiczne wakacje, wtedy przypomnieliśmy sobie o zaproszeniu nas przez wujka na jego daczę w Zbicznie. Kilka telefonów do rodziny i kolegi, zapadła decyzja i po 15 latach aktualnego zaproszenia ze strony wujostwa pojechaliśmy do Brodnickiego Parku Krajobrazowego nad jezioro Zbiczno. Tam gdzie umiejscowiła swoje kryminały Baba z Lasu, czyli Katarzyna Puzyńska.
Pobyt był bardzo udany. Przyroda Nas zauroczyła, a ludzie żyli tu trochę w innym tempie, nie komplikując niczego. Podczas jednego ze spotkań z rodziną i znajomymi padł pomysł, by może kupić tam kawałek tej przyrody. To był lipiec, znajomi i wujostwo mocno zaangażowane w temat podsyłali oferty działek budowlanych i rolnych. O zakupie kawałka z linią brzegową można było zapomnieć – nie ten pułap finansowy i zawsze było jakieś „ale”. Prąd, woda, sąsiedztwo, dojazd, odległość od jeziora, sklepów – zgrać to wszystko prawie niemożliwe, ale przyszedł wrzesień, zostały wybrane interesujące Nas oferty i wyruszyliśmy z córką na zakupy, jak do marketu tylko po kawałek Naszego raju.
Po przyjeździe pierwszy dzień mocno intensywny, kilka ofert do weryfikacji, na początku odpadły wszystkie działki typowo budowlane, została praktycznie jedna oferta do zaakceptowania (piękna polana w środku lasu około kilometra od jeziora Ciche).
Natomiast osoby sprzedające mocno koloryzowały i dużo obiecywały, nie do końca mając szanse na spełnienie obietnic. Nocne dyskusje z kolegą i rodziną oddaliły końcową decyzję, nowy dzień może przyniesie więcej możliwości. Rano wraz z wujkiem i ciocią jedziemy zobaczyć ładny drewniany domek, całoroczny, zatopiony w lesie, świeżo postawiony, obok zastajemy duży baner z napisem „sprzedam działkę” i nr telefonu. Po kontakcie telefonicznym po chwili na miejsce przyjeżdża motorowerem okoliczny rolnik Pan Adam, jest miły i konkretny, oprowadza nas po działce, jak się okazuje jest to siedlisko prawie dwa hektary młodnika i lasu (w trakcie oglądania nazbieraliśmy kosz grzybów). Pytam Pana Adama o warunki zakupu i cenę – wszystko by pasowało tylko areał i cena za dużo!!!! Ale pada zdawkowa propozycja „mogę sprzedać Wam kawałek pola koło transformatora, tam gdzie kukurydza” -gdzie jaka kukurydza??!!
Jedziemy kawałek dalej, jest transformator i duże pole kukurydzy tuż przy drodze szutrowej – podoba mi się. Adam zachęca „Pan sobie wybierze kawałek, ale nie mniej jak 30 arów i da się odkroić”. Poprosiłem o godzinę do namysłu na konsultację z żoną i córkami. Wujek też doradzał, ustaliliśmy kolejne spotkanie na 16:00. Telefon był gorący, kontakt on line pomocny, córka u boku, żona z młodszą 430 km dalej…..??? Cóż począć, jak coś odpowiedzialność spada na mnie, może trochę na starszą córkę, bo byliśmy na miejscu. Uzgadniamy naszą decyzję, jak cena nas nie zabije, kupujemy kawałek pola kukurydzy. Negocjacje były krótkie, trochę burzliwe, bo wkradło się parę niespodzianek formalnych, ale kawałek raju mógł być nasz w styczniu 2021 roku.
I tak stałem się rolnikiem, który nie miał zamiaru uprawiać kukurydzy, a postawić „Ptasie Siedlisko”.
Potem przyszedł wrzesień, kukurydza zniknęła z Naszego pola i okazało się, że mamy zróżnicowane ukształtowanie terenu. Prawie górkę i malutką dolinkę, różnica poziomów przekraczała dwa metry, obejmowała ponad 30% działki. Ładne, ale jak się później okazało mocno kłopotliwe i kosztowne przy budowie. Koleżanka proponowała spychacz i równanie terenu – chyba można było posłuchać.
Przyszedł czas na kolejne wybory – projekt, technologia wykonania budynków oraz wykonawców. Odpowiedzi przyszły z czasem. Wiedzieliśmy, że chcemy mały domek z tarasem na zgłoszenie, bo mamy grunty rolne. Kupiliśmy gotowy projekt, który nam się spodobał, prosta bryła domku z antresolą i dużym ładnym drewnianym tarasem. Projekt sugerował wykonanie w technologi murowanej, alternatywą tej opcji była technologia kanadyjska, drewniana w stylu tzw. stodoły (obecnie bardzo popularna).
Niesieni falą optymizmu, deklaracjami znajomych, rodziny postanowiliśmy budowę rozłożyć w czasie i większość prac wykonać z pomocą kolegów i majstrów. Ja miałem być ich pomocnikiem, a do niektórych prac wynająć specjalistyczne ekipy budowlane. I tu podziękowania dla Pana Edwarda, Adama i Krzyśka, z którymi wykonałem ławy i fundamenty. Potem przyszedł czas na mury, które wykonałem z Panem Mietkiem. Tarasy oraz drewutnię zrobiliśmy z Grześkiem. Im wszystkim wielkie dzięki.
Teraz jestem Wam winien wyjaśnienia, skąd nazwa Ptasie Siedlisko. Pierwotnie jak mówiliśmy o Naszej inwestycji to był „kurnik” potem „kurniki” bo gęsi, łabędzie, żurawie. Odwiedzały nas bociany i czaple, więc natura podpowiedziała – „Ptasie Siedlisko”. Budowa uwypukla różnice w charakterach oraz gustach wśród inwestorów. Kto budował ten ma pojęcie o czym piszę, co i jak zrobimy, dlaczego tak, a nie inaczej. Gusta są różne i o spory nietrudno nawet w udanym związku. Wobec czego rozwiązaliśmy ten problem, Magdy głos jest decydujący w jednym domku, a mój w drugim. Aby je rozróżnić, trzeba ustalić nazwy i ponownie podpowiedź przyszła sama. Podniosłem głowę, nad murami latały żurawie krzycząc niemiłosiernie, stwierdziłem będzie „Żuraw”. Magda długo nie zwlekała, dołożyła Czaplę (po opowieści Aliny, jak to czapla wykradała im ryby złowione w stawie). I tak wykluło się „Ptasie Siedlisko” z Żurawiem i Czaplą, mam pomysły na nazwy jeszcze kilku domków, ale na razie to odległe plany. Chociaż drewutnia zostanie chyba brzydkim kaczątkiem. I stało się, zobaczymy, co z tego wyniknie.